MÓJ WNUK Z MISIEM SASIADEM |
PÓJDĄ Z DZIADAMI ALE TYLKO DO POŁUDNIA,TO OSTATNI DZIEŃ ROKU I PO POŁUDNIU TO RACZEJ IMPREZA DLA DOROSŁYCH.
Dziady w górach
„...gdyby nie przyszli, to tak, jakby się rok nie zaczął...”
Kim są, że ich przyjście jest tak ważne dla mieszkańców Beskidu Żywieckiego?
Są barwną grupą przebierańców, którzy pojawiają się w Sylwestra i w Nowy Rok we wsiach żywieckich leżących w dolinie Soły. Kilkunastu chłopców i młodych mężczyzn co roku zakłada na siebie kolorowe stroje i maski, aby iść przez wieś po kolędzie. Ale kolędują nieco inaczej niż powszechnie znani kolędnicy z szopką czy gwiazdą. Przebrani są za Konie w wielkich, kolorowych czapach oraz za Niedźwiedzie w futrzanych kombinezonach. Są wśród nich niosące grozę Diabły oraz odrażająca Śmierć. Jest zawsze handlujący Żyd, nieraz w towarzystwie Żydówki, wróżąca Cyganka z Cyganem, Kominiarz z niezbędnymi narzędziami pracy, sprzedający wszystko co możliwe Dziechciorz z zawieszonym na plecach oryginalnym warsztatem domokrążcy. Kiedyś był Garncarz, teraz pojawiają się reprezentanci innych zawodów występujących na wsi, a więc Fryzjer, Lekarz, Fotograf. Obowiązkowo muszą być Macidule w strzępiastych strojach oraz strzelający na batach Pachołcy. W niektórych grupach pojawia się Młoda Pani, Ksiądz czy pilnujący porządku Komendant w mundurze.
Każdy z kolędników odgrywa prezentowaną przez siebie postać, wykorzystując odpowiednie gesty, ruchy, zachowania oddające symbolikę postaci lub ukazując ich cechy charakterystyczne w satyryczny sposób. Zgodnie z misją kolędniczą składają życzenia i otrzymują kolędę. Wygłaszając nieraz bardzo długie oracje, tzw. powinszowania, życzą gospodarzom:
„Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rok,
Żebyście byli zdrowi, weseli, jako w niebie anieli cały rok.
Żeby się wam darzyło, kopiło, snopiło
Do stodoły dyszlem obróciło...
Żebyście mieli wszystkiego dości, jak na połaźnicy ości,
Żebyście mieli pełne obory, pełne pudła,
Żeby wam gospodyni u pieca nie schudła...
Żebyście mieli kapustę głowatą, gospodynią brzuchatą,
W każdym kątku po dzieciątku a na piecu troje
Na to winszowanie moje...
Żebyście jak pączki w maśle się pławili,
Nic się nie wadzili, dobrze jedli, pili,
Tak to Boże dej!
Stryk żeby fajki nie kurzył, za innymi nie burzył...
Dziewki żeby się wydały, a dużo z chałupy nie zabrały...
Tak to Boże dej!... itd...
Żebyście byli zdrowi, weseli, jako w niebie anieli cały rok.
Żeby się wam darzyło, kopiło, snopiło
Do stodoły dyszlem obróciło...
Żebyście mieli wszystkiego dości, jak na połaźnicy ości,
Żebyście mieli pełne obory, pełne pudła,
Żeby wam gospodyni u pieca nie schudła...
Żebyście mieli kapustę głowatą, gospodynią brzuchatą,
W każdym kątku po dzieciątku a na piecu troje
Na to winszowanie moje...
Żebyście jak pączki w maśle się pławili,
Nic się nie wadzili, dobrze jedli, pili,
Tak to Boże dej!
Stryk żeby fajki nie kurzył, za innymi nie burzył...
Dziewki żeby się wydały, a dużo z chałupy nie zabrały...
Tak to Boże dej!... itd...
Towarzyszy im muzyka. Bardzo żywiołowe, skoczne, zmuszające do rytmicznego truchtu melodie grane na „heligonce” i wystukiwany na „wakacie” rytm. Dziady prezentują swoisty teatr ludowy, posiadający obecnie przede wszystkim walory rozrywkowe, ludyczne. Dawniej było jednak inaczej miały znaczenie obrzędowe, magiczne.
Kim więc były Dziady w tradycyjnej kulturze górali żywieckich?
Pojawiając się na przełomie starego i nowego roku miały kreować dobry początek, wszelaką pomyślność i powodzenie. Zapewniały to poprzez określone teksty powinszowań. Słowa wypowiadane w specyficznych okolicznościach miały moc sprawczą. Ale pomyślność gwarantowały również pewne zachowania. Żywiołowe, dynamiczne, bardzo ruchliwe i skoczne Konie w pewnym momencie padały martwe. Utożsamiały się w ten sposób z martwą o tej porze roku przyrodą. Cichła muzyka, następował lament, pełne konsternacji wyczekiwanie. Wstaną czy nie, ożyją czy pozostaną martwe. Jeżeli nie ożyją, nie obudzi się do życia uśpiona przyroda. Dlatego za wszelką cenę należało Konie wskrzesić. Musiały wstać. Ich powrót do życia wszyscy przyjmowali z ulgą, zaś przebierańcy podkreślali to wydarzenie wielką radością, gwarem, dynamicznymi tańcami. Symbolizujące siłę i płodność Niedźwiedzie turlały się po śniegu, przekazując Matce – Ziemi siły witalne. Krążąca pomiędzy wszystkimi Śmierć oznaczała nie tylko koniec, oznaczała także początek, nową jakość życia. Diabły natomiast uosabiały wszechobecne zło, a w zasadzie to zło prowokowały.
Czas końca i początku to czas przejścia, czas zawieszenia naturalnego porządku świata. To czas współistnienia świata ziemskiego i zaświatów, czas odmienny od normalnego, ambiwalentny, równocześnie dobry i zły, cudowny i groźny, wesoły i smutny. To świat na opak. Świat, w którym nie funkcjonowały powszechnie obowiązujące normy. Wszystko mogło się zdarzyć. W tym momencie dopuszczalne było to, czego z reguły unikano, czego się obawiano. Wszystko co stwarzało jakiekolwiek zagrożenie było nawet oczekiwane po to, aby nie pojawiło się poza tym okresem. Obrzędowy zgiełk, huk, strzały, dźwięk dzwonków wypłaszały w zaświaty przebywające czasowo na ziemi dusze. Wypłaszały również zło. Przywracały ład i porządek. Wszystko wracało do normy.
Niewątpliwie obrzęd zatracił swój pierwotny charakter, stał się atrakcyjnym widowiskiem o cechach głównie rozrywkowych. Dawne stroje obrzędowe wykonane z futra i słomy, czyli surowców symbolizujących płodność, obfitość, wegetację zastąpiły barwne, estetycznie wykonane kostiumy przygotowywane wspólnie podczas długich zimowych wieczorów. Spotkania organizacyjne, wspólne przygotowywanie występu dla najbardziej krytycznej publiczności, dla „swoich” tak jak dawniej łączą, spajają rozluźnione w ciągu roku więzi rodzinne i koleżeńskie. Niejeden młody mężczyzna mieszkający już zupełnie gdzie indziej przyjeżdża w Sylwestra w swoje rodzinne strony aby „polecieć” z Dziadami. Nadal w adwencie słychać strzały z batów – to ćwiczą chłopcy, uczą się tej trudnej sztuki. Nikomu to nie przeszkadza. Przecież na przełomie Starego i Nowego Roku muszą strzelać. Korki od szampana, petardy czy sztuczne ognie są jedynie kontynuacją dawnego obrzędowego huku.
W wyciszonej śniegiem i mrozem kotlinie Soły strzały z batów jak dawniej nieuchronnie zapowiadają nadchodzącą grupę. Zbliżanie się Dziadów sygnalizuje rytmiczna i skoczna muzyka oraz dźwięk dzwonków. Tak jak kiedyś potrafią również zaskoczyć znienacka. Nagle spod ziemi wyrastają przed domem Macidule czy siejące popłoch Diabły i Śmierć. Z dachu zjeżdża Kominiarz, przez płot wskakują Konie, wtaczają się Niedźwiedzie. Zjawiają się błyskawicznie i błyskawicznie odchodzą niosąc ze sobą gwar, chaos, obawę czy lęk, ale równocześnie radość, że jednak przyszli. Mimo zamieszania, którego są sprawcami, mimo licznych psot i figli nadal są gwarancją pomyślności w rozpoczynającym się roku. Ale nie tylko. Świadczą o przywiązaniu do tradycji, do swoich korzeni.
Galeria zdjęć Dziadów żywieckich: tutaj
Barbara Rosiek
Etnograf Muzeum w Żywcu
artykuł pochodzi ze strony Kwartalnika turystycznego "W górach"
Etnograf Muzeum w Żywcu
artykuł pochodzi ze strony Kwartalnika turystycznego "W górach"
KONIE DOSTAŁY NOWE GRZYWY...
NIE MA JESZCZE DUŻEGO NIEDŻWIEDZIA ALE MAŁY MIŚ JUŻ WIE JAK BUDZIĆ ZIEMIĘ...
BATY DO STRZELANIA PRZYGOTOWANE..
ŚMIERĆ TRZYMA SIĘ Z BOKU,NO I DOBRZE... |
TROCHĘ SIĘ PLĄCZE ŚMIERĆ W DŁUGIEJ KIECCE..
W MILÓWCE BYŁ PRZEGLĄD GRUP KOLĘDNICZYCH,BYŁO NA CO POPATRZEĆ..
MŁODSI SIĘ UCZĄ KOLĘDOWANIA,DZIĘKI IM TRADYCJA NIE ZGINIE...
STRZELANIE Z BATA TO NIE TAKA PROSTA SPRAWA
TO CIĘŻKA FIZYCZNA PRACA TAKIE STRZELANIE,WNUK PARĘ DNI NIE MÓGŁ UNIEŚĆ RĄK DO GÓRY ALE BAWIŁ SIĘ ŚWIETNIE
TROCHĘ SIĘ NAJMŁODSI ZMĘCZYLI..